Nasi milusińscy.
CO ZOBACZYŁ MÓJ KOT ?
Witajcie !
Poniżej wstawiłem dwa zdjęcia przedstawiające mojego kota.
Jednak nim opiszę przedstawioną na poniższych zdjęciach sytuacje, mam do Was banalne pytanie:
Dlaczego mój kot siedząc na lodówce, wpatruje się w przestrzeń pomiędzy lodówką a ścianą ?
a.- Czy kot coś tam zobaczył, jeżeli myślicie że tak to co mógł on tam zobaczyć ?
b.- Może wsłuchuje się w prace agregatu chłodniczego lodówki, np. z powodu wydawania jakiegoś brzęczenia świadczącego o zepsuciu się wspomnianego urządzenia ?
c.- Możne tylko siedzi i duma sobie? Właściciele kotów na pewno wiedzą że one tak potrafią. Siedzą nie ruchomo, i wypatrują coś w wybranym przez siebie kącie.
d.- Proponujecie coś innego napiszcie.
Za parę dni, po przeczytaniu Waszych wszystkich (na pewno) interesujących propozycji, opiszę faktyczną przyczynę poniższego, widocznego na zdjęciach, debatowania nad zagadkową sprawą, przez mojego kota.
ZAPRASZAM DO ZABAWY !
Poniżej wstawiłem dwa zdjęcia przedstawiające mojego kota.
Jednak nim opiszę przedstawioną na poniższych zdjęciach sytuacje, mam do Was banalne pytanie:
Dlaczego mój kot siedząc na lodówce, wpatruje się w przestrzeń pomiędzy lodówką a ścianą ?
a.- Czy kot coś tam zobaczył, jeżeli myślicie że tak to co mógł on tam zobaczyć ?
b.- Może wsłuchuje się w prace agregatu chłodniczego lodówki, np. z powodu wydawania jakiegoś brzęczenia świadczącego o zepsuciu się wspomnianego urządzenia ?
c.- Możne tylko siedzi i duma sobie? Właściciele kotów na pewno wiedzą że one tak potrafią. Siedzą nie ruchomo, i wypatrują coś w wybranym przez siebie kącie.
d.- Proponujecie coś innego napiszcie.
Za parę dni, po przeczytaniu Waszych wszystkich (na pewno) interesujących propozycji, opiszę faktyczną przyczynę poniższego, widocznego na zdjęciach, debatowania nad zagadkową sprawą, przez mojego kota.
ZAPRASZAM DO ZABAWY !
Palenie wzbronione! ;)
Moja odpowiedź będzie dłuższa.
Szamrok za pomocą teleportera działkowego wykonanego ze starej paletki od badmintona, kawałka gumy do bielizny (majtek ) i klejącej resztki powideł z dna słoika wydostał się z trójmiejskich okolic i przedostał w mgnieniu sekundy do Poznania. Niby to przypadkiem, a może nie, trafił do domu naszego kolegi z Forum Ogrodniczego - Tadka.
Tadka w domu nie było i Szamrok postanowił się rozgościć, a że podróż była za krótka by zgłodnieć, to jednak najpierw poszedł do kuchni. Zaczął się rozglądać, ale gospodarze tego domostwa nic na wierzchu dla skrzata nie pozostawili. W domu nikogusieńko - pomyślał.
Usiadł sobie najpierw w kąciku i wyciągnął swój podróżny worek i wyciągnął jakieś resztki z poprzedniego dnia. Troszkę mu papierek zaszeleścił, ale przecież nikogo nie było... Gdy Szamrok spokojnie sobie podjadał skromne pozostałości nagle dostrzegł wpatrzone w niego wielkie oczyska czarnego kota z białym "krawatem". W zasadzie ze strachu to od razu tego krawata nie zauważył... Ponieważ siedział pod ścianą czuł się dosłownie przyparty do muru. Swojego podróżnego kijka tez dosięgnąć nie mógł, bo zostawił go przy drzwiach. A teraz by się przydał, żeby nieznajomego kota, czy to dobrego, czy złego, trzymać na dystans.
Nie miał widocznie wyjścia i powoli przesuwając się wzdłuż ściany zbliżał do lodówki. Była tam szpara, w którą mógł się schować. Kot zdziwiony miniaturowym ludzikiem nie wykazał refleksu i nie zdążył zaatakować. Gdy skrzat dostał się do szpary, przecisnął się za lodówkę, bo było tam nieco więcej miejsca i rozsiadł się wygodnie.
- Poczekam na gospodarzy, wtedy może wyjdę - rozważał.
Wyciągnął swoją fajeczkę z powyginanym cybuchem, po czym zapalił ją. Zza lodówki zaczął wydobywać się dym, to dopiero nie dawało spokoju kotu. Wskoczył po meblach na szafkę, potem na lodówkę i dalejże zaglądać co też tam się dzieje...
Szamrok specjalnie puszczał kółeczka z dymu, żeby zagrać na nosie ciekawskiemu kotu, a ten prychał, ale dalejże się wpatrywać w to dziwne zjawisko.
Szamrok za pomocą teleportera działkowego wykonanego ze starej paletki od badmintona, kawałka gumy do bielizny (majtek ) i klejącej resztki powideł z dna słoika wydostał się z trójmiejskich okolic i przedostał w mgnieniu sekundy do Poznania. Niby to przypadkiem, a może nie, trafił do domu naszego kolegi z Forum Ogrodniczego - Tadka.
Tadka w domu nie było i Szamrok postanowił się rozgościć, a że podróż była za krótka by zgłodnieć, to jednak najpierw poszedł do kuchni. Zaczął się rozglądać, ale gospodarze tego domostwa nic na wierzchu dla skrzata nie pozostawili. W domu nikogusieńko - pomyślał.
Usiadł sobie najpierw w kąciku i wyciągnął swój podróżny worek i wyciągnął jakieś resztki z poprzedniego dnia. Troszkę mu papierek zaszeleścił, ale przecież nikogo nie było... Gdy Szamrok spokojnie sobie podjadał skromne pozostałości nagle dostrzegł wpatrzone w niego wielkie oczyska czarnego kota z białym "krawatem". W zasadzie ze strachu to od razu tego krawata nie zauważył... Ponieważ siedział pod ścianą czuł się dosłownie przyparty do muru. Swojego podróżnego kijka tez dosięgnąć nie mógł, bo zostawił go przy drzwiach. A teraz by się przydał, żeby nieznajomego kota, czy to dobrego, czy złego, trzymać na dystans.
Nie miał widocznie wyjścia i powoli przesuwając się wzdłuż ściany zbliżał do lodówki. Była tam szpara, w którą mógł się schować. Kot zdziwiony miniaturowym ludzikiem nie wykazał refleksu i nie zdążył zaatakować. Gdy skrzat dostał się do szpary, przecisnął się za lodówkę, bo było tam nieco więcej miejsca i rozsiadł się wygodnie.
- Poczekam na gospodarzy, wtedy może wyjdę - rozważał.
Wyciągnął swoją fajeczkę z powyginanym cybuchem, po czym zapalił ją. Zza lodówki zaczął wydobywać się dym, to dopiero nie dawało spokoju kotu. Wskoczył po meblach na szafkę, potem na lodówkę i dalejże zaglądać co też tam się dzieje...
Szamrok specjalnie puszczał kółeczka z dymu, żeby zagrać na nosie ciekawskiemu kotu, a ten prychał, ale dalejże się wpatrywać w to dziwne zjawisko.
- Elzbieta M
- Mistrz dyskusji!
- Posty: 7922
- Rejestracja: 2010-09-22, 20:16
A moja pani w klapkach
Zapraszam do siebie - Elżbieta M
Jest takie miejsce, a w nim me oczko i skalniak
Jest takie miejsce cz.2
Mieczyki Elżbiety
Jest takie miejsce, a w nim me oczko i skalniak
Jest takie miejsce cz.2
Mieczyki Elżbiety
- Elzbieta M
- Mistrz dyskusji!
- Posty: 7922
- Rejestracja: 2010-09-22, 20:16
Mnie się też spodobały , więc spytałam Can I take him a photo? I oto jest . Pani ma gorsze buty
Zapraszam do siebie - Elżbieta M
Jest takie miejsce, a w nim me oczko i skalniak
Jest takie miejsce cz.2
Mieczyki Elżbiety
Jest takie miejsce, a w nim me oczko i skalniak
Jest takie miejsce cz.2
Mieczyki Elżbiety
Polowanie na mysz
Jak zacząłem to muszę skończyć. Dzisiaj opiszę wam faktyczną przyczynę zaglądania mojego kota za lodówkę. Szkoda tylko ze tak mało osób wzięło udział w tej zabawie.
Osobą którym chciało się odpowiedzieć na mój żarcik dziękuję !!
Czy można nazwać zboczeniem, przynoszenie do domu przez domowego kota, dziko żyjące zwierzęta, takie jak myszy czy ptaki? Pewnie nie, ponieważ matka natura uczuliła koci instynkt na poruszające się małe zwierzaki, które każdego kota bardzo ciekawią, budząc w nim pasję wytrawnego łowcy.
Ale czy drobna zwierzyna chce być złapana przez kota? Jak zatem połączyć te dwa odmienne stany, zadowolić kota a zarazem uchronić zwierzaki od tragedii?
Kilka miesięcy temu, podobna tragedia wydarzyła się u mnie w domu.
Odprowadzając gościa do drzwi wyjściowych, usłyszałem za nimi nie codzienny rumor, bieganie, może skakanie. Pierwsze co mi przyszło do głowy to mój kot, który wrócił ze spaceru.
Po otwarciu drzwi, moje przypuszczenia potwierdziły się, pod drzwiami był kot..., z małym ale. Do domu nie wrócił sam.
Jak opowiadał później mój gość, do mieszkania przed kotem czmychnął jakiś stwór, który nie bacząc na nic, skrył się momentalnie pod korytarzową szafą. Za nim, na korytarz wpadł wpadł kot. Momentalnie dobiegł do szafy i również chciał pod nią wejść. Z tym że się nie zmieścił. Pomiędzy podłogą a dnem, szafa miała za małą szparę dla niego.
Kot przesiedział przy niej cały wieczór i noc. Nad ranem udał się jak by nigdy nic na śniadanko i szybki spacerek. Chwilę później pełen radości wrócił z powrotem do domu. Przed udaniem się na kolejny posiłek, ponownie spenetrował szparę szafy aby mieść pewność że gość dalej tam siedzi. Po posiłku wrócił na swój posterunek, którego nie opuścił do wieczora.
Kilka dni później wiedzieliśmy co zaszło. Kot przyniósł do domu żywą mysz. Widocznie chciał mieć urozmaicone dni, przeznaczone na domowe polowanie.
Wcześniej wielokrotnie widzieliśmy na wycieraczce przed drzwiami ubite myszy, ba wielokrotnie nawet łapaliśmy w domu latające pod sufitem szare wróbelki. Jednak żywej myszy w domu jeszcze nigdy nie mieliśmy. Mimo wszystko, można śmiało powiedzieć że mysz z kotem długo w domu nie uchowa. Pozostaje jednak sprawa higieny i czystości. Mając mysz w domu, z higieną a tym bardziej z czystością może buś różnie.
Polowanie na mysz trwało trzy tygodnie, wprowadziło w domu chaos i ciągłe pytanie - czy uda się ją szybko złapać?
Aby ułatwić kotu polowanie, poodsuwaliśmy wszystkie szafy i szafeczki, zwiększając tym przestrzeń pomiędzy ścianą, co spowodowało że mysz stała się bardziej widoczna. Wielokrotnie widywaliśmy ją biegnącym za jakąś mysią sprawą, w czasie nie obecności kota. Pułapki na myszy nie mogliśmy postawić z obawy złapania w nią własnego kota. W związku z tym, wpadłem na genialny pomysł zrobienia pułapki ze szklanej butelki po mleku. Wspomnianą butelkę ze smakołykiem na dnie, ustawiłem pod kontem i czekałem. Egzaminu jednak nie zdała, mysz nie dała się nabrać.
Kilka dni później, po przyjściu do kuchni, spostrzegłem kota wpitego w szparę pod lodówkę. Usiłował coś z pod niej wygrzebać. Dochodził też z stamtąd jakiś nie zidentyfikowany odgłos, jakby sapanie, skrobanie. Kot co chwilę w niego wsłuchiwał się, a następnie jeszcze intensywniej usiłował wejść w szparę pod lodówką.
Widząc tą sytuację, szybko udałem się po latarkę. Po powrocie położyłem się obok kota na podłogę.
Zaświeciłem latarką pod lodówkę, również szukając przyczyny hałasu.
Po chwili, udało mi się zlokalizować źródło dźwięku. Dochodziło z szuflady na spływająca wodę z odmrażanej lodówki, znajdującej się pod dnem lodówki.
Chwyciłem kota, otworzyłem drzwi lodówki i wysunąłem wspomnianą szufladę.
W tej szufladzie, (nie mylić z szufladami do jarzyn z dna lodówki) znalazłem dogorywającą mysz. Kot widząc ja, poczuł się jak w siódmym niebie. Przytrzymałem go mocno, nie pozwalając jemu dostać się do niej.
Po wyciągnięciu szuflady, puściłem kota na podłogę i udałem się wynieść mysz na dwór. Kot pobiegł za mną. Po ułożeniu jej na trawie, nie wnikając w dalsze szczegóły, udałem się z powrotem do domu. Byłem szczęśliwy z zakończenia polowania.
Jedno co mnie do dzisiaj zastanawia to - to, dlaczego mysz była w takim marnym stanie? Czyżby została poturbowana przez kota, a może padła z głodu?
Osobą którym chciało się odpowiedzieć na mój żarcik dziękuję !!
Czy można nazwać zboczeniem, przynoszenie do domu przez domowego kota, dziko żyjące zwierzęta, takie jak myszy czy ptaki? Pewnie nie, ponieważ matka natura uczuliła koci instynkt na poruszające się małe zwierzaki, które każdego kota bardzo ciekawią, budząc w nim pasję wytrawnego łowcy.
Ale czy drobna zwierzyna chce być złapana przez kota? Jak zatem połączyć te dwa odmienne stany, zadowolić kota a zarazem uchronić zwierzaki od tragedii?
Kilka miesięcy temu, podobna tragedia wydarzyła się u mnie w domu.
Odprowadzając gościa do drzwi wyjściowych, usłyszałem za nimi nie codzienny rumor, bieganie, może skakanie. Pierwsze co mi przyszło do głowy to mój kot, który wrócił ze spaceru.
Po otwarciu drzwi, moje przypuszczenia potwierdziły się, pod drzwiami był kot..., z małym ale. Do domu nie wrócił sam.
Jak opowiadał później mój gość, do mieszkania przed kotem czmychnął jakiś stwór, który nie bacząc na nic, skrył się momentalnie pod korytarzową szafą. Za nim, na korytarz wpadł wpadł kot. Momentalnie dobiegł do szafy i również chciał pod nią wejść. Z tym że się nie zmieścił. Pomiędzy podłogą a dnem, szafa miała za małą szparę dla niego.
Kot przesiedział przy niej cały wieczór i noc. Nad ranem udał się jak by nigdy nic na śniadanko i szybki spacerek. Chwilę później pełen radości wrócił z powrotem do domu. Przed udaniem się na kolejny posiłek, ponownie spenetrował szparę szafy aby mieść pewność że gość dalej tam siedzi. Po posiłku wrócił na swój posterunek, którego nie opuścił do wieczora.
Kilka dni później wiedzieliśmy co zaszło. Kot przyniósł do domu żywą mysz. Widocznie chciał mieć urozmaicone dni, przeznaczone na domowe polowanie.
Wcześniej wielokrotnie widzieliśmy na wycieraczce przed drzwiami ubite myszy, ba wielokrotnie nawet łapaliśmy w domu latające pod sufitem szare wróbelki. Jednak żywej myszy w domu jeszcze nigdy nie mieliśmy. Mimo wszystko, można śmiało powiedzieć że mysz z kotem długo w domu nie uchowa. Pozostaje jednak sprawa higieny i czystości. Mając mysz w domu, z higieną a tym bardziej z czystością może buś różnie.
Polowanie na mysz trwało trzy tygodnie, wprowadziło w domu chaos i ciągłe pytanie - czy uda się ją szybko złapać?
Aby ułatwić kotu polowanie, poodsuwaliśmy wszystkie szafy i szafeczki, zwiększając tym przestrzeń pomiędzy ścianą, co spowodowało że mysz stała się bardziej widoczna. Wielokrotnie widywaliśmy ją biegnącym za jakąś mysią sprawą, w czasie nie obecności kota. Pułapki na myszy nie mogliśmy postawić z obawy złapania w nią własnego kota. W związku z tym, wpadłem na genialny pomysł zrobienia pułapki ze szklanej butelki po mleku. Wspomnianą butelkę ze smakołykiem na dnie, ustawiłem pod kontem i czekałem. Egzaminu jednak nie zdała, mysz nie dała się nabrać.
Kilka dni później, po przyjściu do kuchni, spostrzegłem kota wpitego w szparę pod lodówkę. Usiłował coś z pod niej wygrzebać. Dochodził też z stamtąd jakiś nie zidentyfikowany odgłos, jakby sapanie, skrobanie. Kot co chwilę w niego wsłuchiwał się, a następnie jeszcze intensywniej usiłował wejść w szparę pod lodówką.
Widząc tą sytuację, szybko udałem się po latarkę. Po powrocie położyłem się obok kota na podłogę.
Zaświeciłem latarką pod lodówkę, również szukając przyczyny hałasu.
Po chwili, udało mi się zlokalizować źródło dźwięku. Dochodziło z szuflady na spływająca wodę z odmrażanej lodówki, znajdującej się pod dnem lodówki.
Chwyciłem kota, otworzyłem drzwi lodówki i wysunąłem wspomnianą szufladę.
W tej szufladzie, (nie mylić z szufladami do jarzyn z dna lodówki) znalazłem dogorywającą mysz. Kot widząc ja, poczuł się jak w siódmym niebie. Przytrzymałem go mocno, nie pozwalając jemu dostać się do niej.
Po wyciągnięciu szuflady, puściłem kota na podłogę i udałem się wynieść mysz na dwór. Kot pobiegł za mną. Po ułożeniu jej na trawie, nie wnikając w dalsze szczegóły, udałem się z powrotem do domu. Byłem szczęśliwy z zakończenia polowania.
Jedno co mnie do dzisiaj zastanawia to - to, dlaczego mysz była w takim marnym stanie? Czyżby została poturbowana przez kota, a może padła z głodu?
Re: Nasi milusińscy.
Mój zwierzyniec pewnie znacie już z innego wątku ale co tam pochwalę się nimi jeszcze raz
Zacznę od tych największych
Lotka i Faks w zimowych futerkach
Teraz te trochę mniejsze
Drugie śniadanie mistrzów
Teraz kolej na te najmniejsze
Nazwaliśmy go Obcy, przywędrował do nas i nie chce wracać do swoich
Ferdek i Waldek
Sendi, jedyna kobieta wśród kociej rodzinki
Najmłodszy, Melon, kotek po przejściach
to nasz największy rozrabiaka Franek
jak sami widzicie rodzinkę czworonogów mamy całkiem sporą
Zacznę od tych największych
Lotka i Faks w zimowych futerkach
Teraz te trochę mniejsze
Drugie śniadanie mistrzów
Teraz kolej na te najmniejsze
Nazwaliśmy go Obcy, przywędrował do nas i nie chce wracać do swoich
Ferdek i Waldek
Sendi, jedyna kobieta wśród kociej rodzinki
Najmłodszy, Melon, kotek po przejściach
to nasz największy rozrabiaka Franek
jak sami widzicie rodzinkę czworonogów mamy całkiem sporą