Mój Romek
Dziś poszło gładko. Lubić to on się da, umie zaczepiać i żebrać. W klatce wyczynia cuda, robi fikołki, chodzi po suficie klatki, schodzi głową w dół, czepia się sufitu jedną łapką i tak wisi jak nietoperz, kładzie się na spodzie do góry kołami. I jest chyba najbardziej wszechstronną papugą w wydawaniu dźwięków, gwiżdże, śpiewa, mruczy, miauczy, zgrzyta i gada po swojemu. Powtarza tylko 3 słowa: Romek, Robert i Maciek i idzie mu to bardzo ciężko, ale dźwięki wydaje niesamowite. Na jedzenie jest tak pazerny, że po prostu nie da się najeść, trzeba się na okrągło oganiać. Nie jest stadną papugą jak większość i nie toleruje innych papug.
Wczoraj byłem w klinice SGGW dla małych zwierząt. Ale tam ładnie.
Trochę się nacierpiał, Tak jak podejrzewałem zrobiły mu się zrosty w jelicie. Pani doktor porozrywała mu to peanem, wysmarowała mu to maścią, którą dostałem i 2 razy dziennie mam stosować i niestety dalej zastrzyki, jeszcze 5 dni, w sobotę na kontrolę. Grzeczny był jak aniołek, chodził tam ze mną na ramieniu i wszyscy się dziwili, że nie ucieka.
Rano załatwił się bez problemu, teraz przy gojeniu oby znów się coś nie przytkało.
Trochę się nacierpiał, Tak jak podejrzewałem zrobiły mu się zrosty w jelicie. Pani doktor porozrywała mu to peanem, wysmarowała mu to maścią, którą dostałem i 2 razy dziennie mam stosować i niestety dalej zastrzyki, jeszcze 5 dni, w sobotę na kontrolę. Grzeczny był jak aniołek, chodził tam ze mną na ramieniu i wszyscy się dziwili, że nie ucieka.
Rano załatwił się bez problemu, teraz przy gojeniu oby znów się coś nie przytkało.
Wczoraj miałam okazję poznać Romka przez Skype. Troszkę jednostronnie, bo ja nie mam kamerki internetowej, ale Romek słyszał mój głos i był chyba zaciekawiony.
Jaki to pieszczoszek Pana! Bardzo miło było poznać Romka i Roberta.
Tadeusz zawsze chciał większą papugę, najchętniej Żako, bo takie towarzyszyły mu w Afryce. Tam są ich całe masy. Tubylcy często mają w domach oswojone i gadające po francusku papugi (Gabon to była kolonia francuska i francuski jest językiem urzędowym). Przywożenie ich stamtąd jest kłopotliwe i dla samych ptaków niebezpieczne.
Romek jako przedstawiciel innego gatunku - afrykanki senegalskiej - jest mniejszy od żako i ma wiele cech, które jak sądzę zachęcą nas by w przyszłości sobie taką papugę do domu zaprosić.
Jaki to pieszczoszek Pana! Bardzo miło było poznać Romka i Roberta.
Tadeusz zawsze chciał większą papugę, najchętniej Żako, bo takie towarzyszyły mu w Afryce. Tam są ich całe masy. Tubylcy często mają w domach oswojone i gadające po francusku papugi (Gabon to była kolonia francuska i francuski jest językiem urzędowym). Przywożenie ich stamtąd jest kłopotliwe i dla samych ptaków niebezpieczne.
Romek jako przedstawiciel innego gatunku - afrykanki senegalskiej - jest mniejszy od żako i ma wiele cech, które jak sądzę zachęcą nas by w przyszłości sobie taką papugę do domu zaprosić.
Danielo, nam również było miło trochę bliżej Cię poznać, Ja cały czas powtarzam: internet super sprawa, można poznać wielu ciekawych ludzi. Gdybyś miała kamerkę, to nasza rozmowa odbywałaby się prawie jak w realu. Internet i skype fajna sprawa jeśli ma ktoś rodzinkę za granicą, a w dzisiejszych czasach jest to dość częste zjawisko.
Najważniejsze, że Romek czuje się coraz lepiej, widać to po jego humorze, gdyż coraz więcej dokazuje i psoci.
Rok temu Romek był z nami nad Biebrzą, pojechaliśmy popstrykać fotek i grzybków pozbierać, a Romek przez 3 dni jeździł z nami samochodem.
Miałem kiedyś królika, ten to się pchał do łóżka.
Najważniejsze, że Romek czuje się coraz lepiej, widać to po jego humorze, gdyż coraz więcej dokazuje i psoci.
Rok temu Romek był z nami nad Biebrzą, pojechaliśmy popstrykać fotek i grzybków pozbierać, a Romek przez 3 dni jeździł z nami samochodem.
Miałem kiedyś królika, ten to się pchał do łóżka.
- Małgorzata124
- Mistrz dyskusji!
- Posty: 1698
- Rejestracja: 2008-08-03, 19:47
To jest rzadko spotykana papuga ale nie stwarza kłopotów z hodowlą. Żyje 30 lat.
Na plecach trzeba go układać i leży tak sobie sam, w klatce też się przewracał jak latem dawałem mu świeże sianko. Teraz ma wiórki z poły łańcuchowej, nasuszyłem wielki karton.
Przerabiam w roku kilka wywrotek gałęzi to wiórów różnej wielkości jest pod dostatkiem.
Zawsze ma świeżutkie i pachnące. Jak czyszczę klatkę to wióry daję dżdżownicom kalifornijskim do pożarcia.
Do lekarza nie zdążyłem, daję dziś ostatni zastrzyk, a co dalej ustalę telefonicznie.
Na plecach trzeba go układać i leży tak sobie sam, w klatce też się przewracał jak latem dawałem mu świeże sianko. Teraz ma wiórki z poły łańcuchowej, nasuszyłem wielki karton.
Przerabiam w roku kilka wywrotek gałęzi to wiórów różnej wielkości jest pod dostatkiem.
Zawsze ma świeżutkie i pachnące. Jak czyszczę klatkę to wióry daję dżdżownicom kalifornijskim do pożarcia.
Do lekarza nie zdążyłem, daję dziś ostatni zastrzyk, a co dalej ustalę telefonicznie.
Dżdżownice kalifornijskie
Właśnie, dżdżownice kalifornijskie. Temat który mnie interesuje.klamber pisze:Jak czyszczę klatkę to wióry daję dżdżownicom kalifornijskim do pożarcia.
Chciałem również stać się właścicielem stadka dżdżownic kalifornijskich, rozważałem nawet kupno ich z moim sąsiadem na spółkę, oglądałem oferty sprzedaży w Internecie, ale...
Obawiam się czy dżdżownice nie rozejdą się po ogrodzie jak nie zapewnię im specjalnie do tego celu stworzonego miejsca, oraz dostatecznej ilości materiału organicznego do przerobu. Czytałem, że należy zrobić im coś na zasadzie boksu, kompostownika, przedzielonego na pół. Najpierw należy mieć wypełnioną pierwszą komorę, po wypełnieniu wpuścić dżdżownice, a następnie podczas przerobu wypełniać drugą część... ponad to, nie wiem do końca co robić z nimi zimą...
Jak Pan rozwiązuje te problemy: zimą, ile jadła im Pan dorzuca, i co to jest, kuchenne odpadki od jednej rodziny, czy inny spór zadbania o te stworzenia ?