mój mały raj
mój mały raj
Witam,
za namową Bettiw postanowiłam podzielić się moją wielką radością jaką jest mój własny, mały kawałek przyrody. Moja przygoda z ogrodem zaczęła się jakieś 10 lat temu (- a jednak marzenia się spełniają ). Oboje z mężem należeliśmy do miastowych, mieszkających w niewielkim mieszkanku. Zawsze jednak chcieliśmy mieć coś więcej i zaczęliśmy przeglądać internet bez jakiegokolwiek sprecyzowanego celu. W końcu, niemal przypadkiem, znaleźliśmy dom do remontu położony pośród pól i lasu. Kiedy przyjechaliśmy, bezśnieżna zima zbliżała się do końca. Męża tak urzekł widok całej okolicy, że stwierdził, że jeszcze tu wróci. No i dotrzymał słowa, Zostaliśmy właścicielami małego kawałka tego pięknego krajobrazu i jak się później okazało ogrodu, na którym poza perzem nic nie rosło Wówczas jednak dla mieszczuchów nie miało to żadnego znaczenia. Nie mieliśmy pojęcia na co się porywamy. Czas otworzył oczy i rzucił na kolana - dosłownie. Oczywiście, najpierw zaczęliśmy od remontu domu. Kiedy pierwszej zimy dach zaczął przeciekać i można go było podnieść na rękach nie było na co czekać Ogród, a raczej ugór czekał. I tak mijał miesiąc za miesiącem. Aż pewnej pięknej majowej soboty pojawił się "biały anioł" jak zwykła mawiać nasza przyjaciółka. Znikąd przyszedł nieufny, zalękniony biszkoptowy psiak. Przez cały dzień trzymał się z dala od nas, z godziny na godzinę podchodząc coraz bliżej. Zeszło mu tak aż do wieczora, kiedy z pragnienia postanowił napić się wody. Były to czasy kiedy do naszego domu przyjeżdżaliśmy tylko na weekendy. Kiedy w poniedziałek rano wyjeżdżaliśmy do pracy byliśmy przekonani, że ostatni raz widzimy tego psiaka. Jakież było nasze zaskoczenie kiedy po tygodniu, w piątek przyjechaliśmy, a na nas, oprócz starego domu czekał również pies merdający ogonem. Trwało to wiele miesięcy, my jak co poniedziałek do pracy, a nasz mądry piesek przeprowadzał się do jedynych oddalonych od naszej działki -ok. 800 m - sąsiadów, gdzie mógł liczyć na misę wody i strawę. Wierność tego "aniołka" powalała nas aż ruszyło nas sumienie i mąż postanowił się wprowadzić do niewykończonego domu wraz ze Znajdką - tak ją nazwaliśmy. Z czasem nazwa przerodziła się w Najkę i tak zostało do dzisiaj. My, nasza zaperzona działka i wierny pies Od kilku lat zaczęła się walka o ogród - jeśli tak to można było nazwać. Metr po metrze wykopywaliśmy perz z dwumetrowymi korzeniami i wywoziliśmy poza działkę. Praca ta dosłownie rzuciła nas na kolana Każdy odzyskany kawałek zasiewaliśmy trawą - niestety nie zachowały się żadne zdjęcia z tamtego okresu. Ogród powstawał oczywiście metodą prób i błędów. Raz sadziłam jakąś roślinkę po to, aby ją przesadzić w inne miejsce. I tak bez końca. Mniej więcej po dwóch latach takiej pracy dało się zauważyć już jakiś plan ogrodu Pojawił się zarys warzywniaka, mały sadzik - kilka drzewek owocowych i miejsce pod przyszłą altankę. Na działce latem żar lał się z nieba. Nie było nawet małego cienia, gdzie dałoby się wypić kawę. W ogrodzie pojawiły się pierwsze rabaty kwiatowe, a przed domem floksy. Ziemia, na której zakładamy ogród to -o ile się nie mylę - 6 klasa - sam piach, żółciutki jak na plaży A więc zasiewałam każdy kawałek wolnego poletka trawą lub po prostu czym się dało. Stąd pomysł przed domem na floksy, aby w wietrzne dni przestało sypać piachem po oknach. Doczekałam się wreszcie kwitnących roślinek i... bólu kręgosłupa Wreszcie pojawiło się miejsce na odpoczynek w cieniu, tylko czasu jakoś mało na to odpoczywanie Nasza altanka
Ojej, chyba zanudziłam, wyszła mi mała historia naszego życia. Na dzisiaj już wystarczy. Jeśli znajdą się osoby, które chciałyby się dowiedzieć - zobaczyć co nam w raju przybyło, to chętnie pojawię się za czas jakis
za namową Bettiw postanowiłam podzielić się moją wielką radością jaką jest mój własny, mały kawałek przyrody. Moja przygoda z ogrodem zaczęła się jakieś 10 lat temu (- a jednak marzenia się spełniają ). Oboje z mężem należeliśmy do miastowych, mieszkających w niewielkim mieszkanku. Zawsze jednak chcieliśmy mieć coś więcej i zaczęliśmy przeglądać internet bez jakiegokolwiek sprecyzowanego celu. W końcu, niemal przypadkiem, znaleźliśmy dom do remontu położony pośród pól i lasu. Kiedy przyjechaliśmy, bezśnieżna zima zbliżała się do końca. Męża tak urzekł widok całej okolicy, że stwierdził, że jeszcze tu wróci. No i dotrzymał słowa, Zostaliśmy właścicielami małego kawałka tego pięknego krajobrazu i jak się później okazało ogrodu, na którym poza perzem nic nie rosło Wówczas jednak dla mieszczuchów nie miało to żadnego znaczenia. Nie mieliśmy pojęcia na co się porywamy. Czas otworzył oczy i rzucił na kolana - dosłownie. Oczywiście, najpierw zaczęliśmy od remontu domu. Kiedy pierwszej zimy dach zaczął przeciekać i można go było podnieść na rękach nie było na co czekać Ogród, a raczej ugór czekał. I tak mijał miesiąc za miesiącem. Aż pewnej pięknej majowej soboty pojawił się "biały anioł" jak zwykła mawiać nasza przyjaciółka. Znikąd przyszedł nieufny, zalękniony biszkoptowy psiak. Przez cały dzień trzymał się z dala od nas, z godziny na godzinę podchodząc coraz bliżej. Zeszło mu tak aż do wieczora, kiedy z pragnienia postanowił napić się wody. Były to czasy kiedy do naszego domu przyjeżdżaliśmy tylko na weekendy. Kiedy w poniedziałek rano wyjeżdżaliśmy do pracy byliśmy przekonani, że ostatni raz widzimy tego psiaka. Jakież było nasze zaskoczenie kiedy po tygodniu, w piątek przyjechaliśmy, a na nas, oprócz starego domu czekał również pies merdający ogonem. Trwało to wiele miesięcy, my jak co poniedziałek do pracy, a nasz mądry piesek przeprowadzał się do jedynych oddalonych od naszej działki -ok. 800 m - sąsiadów, gdzie mógł liczyć na misę wody i strawę. Wierność tego "aniołka" powalała nas aż ruszyło nas sumienie i mąż postanowił się wprowadzić do niewykończonego domu wraz ze Znajdką - tak ją nazwaliśmy. Z czasem nazwa przerodziła się w Najkę i tak zostało do dzisiaj. My, nasza zaperzona działka i wierny pies Od kilku lat zaczęła się walka o ogród - jeśli tak to można było nazwać. Metr po metrze wykopywaliśmy perz z dwumetrowymi korzeniami i wywoziliśmy poza działkę. Praca ta dosłownie rzuciła nas na kolana Każdy odzyskany kawałek zasiewaliśmy trawą - niestety nie zachowały się żadne zdjęcia z tamtego okresu. Ogród powstawał oczywiście metodą prób i błędów. Raz sadziłam jakąś roślinkę po to, aby ją przesadzić w inne miejsce. I tak bez końca. Mniej więcej po dwóch latach takiej pracy dało się zauważyć już jakiś plan ogrodu Pojawił się zarys warzywniaka, mały sadzik - kilka drzewek owocowych i miejsce pod przyszłą altankę. Na działce latem żar lał się z nieba. Nie było nawet małego cienia, gdzie dałoby się wypić kawę. W ogrodzie pojawiły się pierwsze rabaty kwiatowe, a przed domem floksy. Ziemia, na której zakładamy ogród to -o ile się nie mylę - 6 klasa - sam piach, żółciutki jak na plaży A więc zasiewałam każdy kawałek wolnego poletka trawą lub po prostu czym się dało. Stąd pomysł przed domem na floksy, aby w wietrzne dni przestało sypać piachem po oknach. Doczekałam się wreszcie kwitnących roślinek i... bólu kręgosłupa Wreszcie pojawiło się miejsce na odpoczynek w cieniu, tylko czasu jakoś mało na to odpoczywanie Nasza altanka
Ojej, chyba zanudziłam, wyszła mi mała historia naszego życia. Na dzisiaj już wystarczy. Jeśli znajdą się osoby, które chciałyby się dowiedzieć - zobaczyć co nam w raju przybyło, to chętnie pojawię się za czas jakis
- Załączniki
pozdrawiam
Aga
Aga
Re: mój mały raj
Masz śliczny i wcale nie tak mały kawałek przyrody. Ogród, który powstawał powoli jest bardzo zadbany, widać na zdjęciach ile pracy zostało włożone w to , by ładnie się prezentował.
A piesek to prawdziwy przyjaciel, fajnie że ma dom . Pozdrawiam serdecznie.
A piesek to prawdziwy przyjaciel, fajnie że ma dom . Pozdrawiam serdecznie.
Re: mój mały raj
Jaga witaj , pięknie i bogato to opisałaś , pobiłaś rekord . Chętnie poczytam i popatrzę na nowości w Twoim ogrodzie , piesek kochany , miałam trzy psiaki to wiem jak można je kochać . Co do zakładania ogrodu i sadzenia to też robiłam to co Ty , sadziłam , przesadzałam , dosadzałam i do końca nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam . Pozdrawiam i powodzenia
Re: mój mały raj
WITAJ
Fajnie "zanudzasz" opowiadaj dalej - fajnie się czyta - taka prawdziwa opowieść. Dom jak z innej bajki ,okolica i te przestrzenie urzekają.
Ogród pięknie się zmienia uważaj na bukszpany bo ćmy azjatyckie grasują ,a ich larwy błyskawicznie je zjadają.
pozd
Fajnie "zanudzasz" opowiadaj dalej - fajnie się czyta - taka prawdziwa opowieść. Dom jak z innej bajki ,okolica i te przestrzenie urzekają.
Ogród pięknie się zmienia uważaj na bukszpany bo ćmy azjatyckie grasują ,a ich larwy błyskawicznie je zjadają.
pozd
ANDU
Re: mój mały raj
Bardzo ładnie opisałaś ogrodowe początki Widać wytrwałość w dążeniu do celu, a osiągnęliście bardzo dużo. Jest to urocze miejsce. Lubię takie klimaty
Re: mój mały raj
Aguś pęknie opisałaś, jakby to były moje spełnione marzenia i z tym psiakiem wspaniale wyszło. Teraz będziesz miała powód do robienia zdjęć kwiatom i innym roślinom, pokazuj lubimy oglądać ogrody i przyrodę. Wiemy, że kawał roboty macie za sobą, teraz zdawało by się że kupony można odcinać, ale w ogrodzie zawsze coś jest do zrobienia i to jest wspaniałe.
Ogródek Bettiw z pozdrowieniami od Beaty
Re: mój mały raj
Marzenia zawsze spełniają się, tak samo i u Ciebie. Macie ładny domek, dobrze, że jest Was dwoje, zawsze męska ręka pomoże Ci w uprawianiu ogrodu, a jest to bardzo potrzebne.