HOBBY
Re: HOBBY
Małgosiu - lampka jest śliczna
Ja też pochwalę dwoma drobiazgami
Ja też pochwalę dwoma drobiazgami
Re: HOBBY
Ale jesteście niesamowicie uzdolnieni.
Merghen ubrała fajnie lampkę, Tengel i JaDorka zrobili elegancką biżuterię...
Merghen ubrała fajnie lampkę, Tengel i JaDorka zrobili elegancką biżuterię...
Zapraszam do mnie: W ogródku Tadeusza ->>
"Postarzam"
Postanowiłam pokazać swoje ostatnie hobby. Zajmuję się tym od paru miesięcy, przygotowując się do nowej aranżacji w domu. Ponieważ mieszkamy w starym domku, który ma przeszło 100 lat, a do tego posiadam sporo starych przedmiotów i mebli, niektóre równie stare... wpadłam na sposób takiego przemeblowania, by troszkę rozjaśnić wnętrza. Spotkałam się z pojęciem shabby chic (czyli stary szyk). Generalnie rzecz polega na wybielaniu, rozjaśnianiu wielu przedmiotów, powierzchni i mebli. W swoich poszukiwaniach własnego stylu dostosuję przedmioty do tego co lubię, będzie to połączenie stylu shabby ze skandynawskim designem. Większość czynności wykonuję sama: przemalowywanie mebli i "postarzanie", w cięższych pracach (w tym w remontowych) obiecał pomóc Tadziu.
Dzisiaj chcę pokazać dwa przedmioty - lampę i ramkę. Do malowania użyłam kilku kolorów farby, nakładanych warstwami i w specjalny sposób przecieranych, tak aby uzyskać wrażenie starości i zużycia.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0292.jpg[/img]
Stara 30-letnia lampa - oryginalnie dębowa - dzieło mojego wujka. Leżała gdzieś w składziku. Kolor na zdjęciu przekłamany, zażółcony (zdj. bez użycia lampy). W świetle dziennym odpowiada kolorowi ramki z ostatniego zdjęcia. Klosz jeszcze w folii, bo lampa czeka na swój powtórny debiut.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0293.jpg[/img]
Zbliżenia ozdobnej snycerki.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0296.jpg[/img]
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0297.jpg[/img]
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0530.jpg[/img]
Obrazek z holenderkami w sabotach wyhaftowałam dawno temu. Teraz z powodu niebieskiego koloru będzie pasował do jadalni.
Dzisiaj chcę pokazać dwa przedmioty - lampę i ramkę. Do malowania użyłam kilku kolorów farby, nakładanych warstwami i w specjalny sposób przecieranych, tak aby uzyskać wrażenie starości i zużycia.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0292.jpg[/img]
Stara 30-letnia lampa - oryginalnie dębowa - dzieło mojego wujka. Leżała gdzieś w składziku. Kolor na zdjęciu przekłamany, zażółcony (zdj. bez użycia lampy). W świetle dziennym odpowiada kolorowi ramki z ostatniego zdjęcia. Klosz jeszcze w folii, bo lampa czeka na swój powtórny debiut.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0293.jpg[/img]
Zbliżenia ozdobnej snycerki.
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0296.jpg[/img]
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0297.jpg[/img]
[img]http://.vot.pl/zdjecia/2012_czerwiec/pDSC_0530.jpg[/img]
Obrazek z holenderkami w sabotach wyhaftowałam dawno temu. Teraz z powodu niebieskiego koloru będzie pasował do jadalni.
Re: HOBBY
Pomalowane przedmioty przecierka, fajne wyglądają. Ostatnio podziwiałem tak pomalowaną ladę sklepową w kwiaciarni. Wygląda jak z babcinego strychu.
Zapraszam do mnie: W ogródku Tadeusza ->>
Re: HOBBY
Danielo świetnie ci to wyszło Styl shabby chic znam zarówno ze scrapbookingu, jak i z decoupage'u. Ja to nazywam "staro i romantycznie". W decu w takim stylu lubię bardzo motywy różane.
Nie wiem jak robisz przecierki, ale polecam użycia świeczki przed pomalowaniem jasnym kolorem. Potem w wybranych miejscach łatwiej się ściera farbę. Ponadto możesz kupić medium crackle jednoskładnikowy, który powoduje efekt spękań - wygląda to równie świetnie. Na koniec trochę patyny na szmatkę. Dobra zacząłem się wymądrzać... świetnie ci wychodzi i czekam na więcej
Nie wiem jak robisz przecierki, ale polecam użycia świeczki przed pomalowaniem jasnym kolorem. Potem w wybranych miejscach łatwiej się ściera farbę. Ponadto możesz kupić medium crackle jednoskładnikowy, który powoduje efekt spękań - wygląda to równie świetnie. Na koniec trochę patyny na szmatkę. Dobra zacząłem się wymądrzać... świetnie ci wychodzi i czekam na więcej
Re: HOBBY
Wow, Danielo świetna robota Pięknie Ci wyszła ta lampa. Zawsze podziwiam tego typu prace, podobają mi się ale sama nie umiałabym tak zrobić i nawet nigdy też nie próbowałam.
Re: HOBBY
Danielo, tą lampkę widziałam na Twoim blogu i zastanawiałam się jakie są etapy takiego odświeżania. Miałam Cię nawet o to zapytać ale zawsze coś innego było pierwszoplanowe. A lampa to piękne dzieło wykonane Twoimi rączkami. cudnie wygląda
Re: HOBBY
Cieszę się, że się podoba.
Dawidzie,
oczywiście znam wspomniane przez Ciebie techniki, bo zanim się do tego zabrałam szukałam różnych tutoriali, podobnych w tematyce blogów itp. Oczywiście w tym przypadku użyłam świecy.
Dorko,
jestem (podobnie jak Tadziu) osobą, która nie boi się zrobić coś pierwszy raz - nawet jeśli tego nigdy wcześniej nie robiła. Jeśli coś mi się podoba i jest w zasięgu moich możliwości, to próbuję. Polecam! Nie święci garnki lepią!
Merghen,
owszem elementy lampy są widoczne na moim blogu.
Kolejność czynności była taka:
- zniszczoną (przez koty mojej mamy) lampę oszlifowałam papierem ściernym (chyba 150),
- całość została pomalowana farbą akrylową w kolorze mahoniu, suszenie,
- w miejscach rzeźbionych dodatkowo został użyty kolor farby akrylowej caffe latte, suszenie,
- miejsca, w których chciałam uzyskać efekt zdartej farby użyłam świecy, którą pocierałam wybrane miejsca,
- kolejna warstwa farby akrylowej - na całość - to pastelowa orchidea,
- po wyschnięciu lampa była przecierana papierem ściernym.
Może kiedyś zrobię sesję zdjęciową po kolei jak i co. Będę się właśnie zabierać za pewien mały mebelek.
Dawidzie,
oczywiście znam wspomniane przez Ciebie techniki, bo zanim się do tego zabrałam szukałam różnych tutoriali, podobnych w tematyce blogów itp. Oczywiście w tym przypadku użyłam świecy.
Dorko,
jestem (podobnie jak Tadziu) osobą, która nie boi się zrobić coś pierwszy raz - nawet jeśli tego nigdy wcześniej nie robiła. Jeśli coś mi się podoba i jest w zasięgu moich możliwości, to próbuję. Polecam! Nie święci garnki lepią!
Merghen,
owszem elementy lampy są widoczne na moim blogu.
Kolejność czynności była taka:
- zniszczoną (przez koty mojej mamy) lampę oszlifowałam papierem ściernym (chyba 150),
- całość została pomalowana farbą akrylową w kolorze mahoniu, suszenie,
- w miejscach rzeźbionych dodatkowo został użyty kolor farby akrylowej caffe latte, suszenie,
- miejsca, w których chciałam uzyskać efekt zdartej farby użyłam świecy, którą pocierałam wybrane miejsca,
- kolejna warstwa farby akrylowej - na całość - to pastelowa orchidea,
- po wyschnięciu lampa była przecierana papierem ściernym.
Może kiedyś zrobię sesję zdjęciową po kolei jak i co. Będę się właśnie zabierać za pewien mały mebelek.
Re: HOBBY
Ta ja już czekam z niecierpliwością na tą sesję zdjęciową
Re: HOBBY
U mnie wczoraj na bransoletce i kolczykach się nie skończyło. Do północy powstały 3 i prawie czwarta bransoletka.
Re: HOBBY
Danielo, przepiękne rzeczy powstały z Twoich rąk... Stare i niedocenione rzeczy, dostały drugie życie .
Tengel, jak odmierzasz na bransoletkach długość? Bo ta czerwona wydaje się krótsza od niebieskiej...
Tengel, jak odmierzasz na bransoletkach długość? Bo ta czerwona wydaje się krótsza od niebieskiej...
Uwielbiam Tulipany, a Ty?
Forumka Kasia
Forumka Kasia
Re: HOBBY
Lol@ to chyba kwestia zdjęcia Część koralikowa jest wszędzie taka sama - 26 największych (centralnie położonych) koralików. Natomiast bransoletki robię zazwyczaj na długość ok. 19 do 20,5 cm. Oczywiście, gdy robię jakąś na zamówienie to proszę o wymiar.
Re: HOBBY
Ufff.... przebrnęłam przez wszystkie pięćdziesiąt jeden stron. I chyba moje wytwory ręczne są niewarte uwagi - porównując z tym, co Wy tu pokazaliście.
Mam wiele zajęć, które mogłabym nazwać hobbystycznymi, dzięki temu nie wiem zwykle w co ręce włożyć i czym zapełnić dzień. Rano zawsze robię sobie taki "rachunek sumienia", co mogłabym robić w mojej obecnej kondycji psycho-fizycznej, uwzględniając pogodę, potrzeby domowe i to na co mam dziś ochotę.
Może zacznę od genesis...
Dawno temu próbowałam swoich sił z drutami i dzierganiem na nich. Niestety, nie polubiliśmy się na tyle, bym to kontynuowała, choć ręcznie robione swetry (przez moją mamę) są moimi ulubionymi i najwygodniejszymi na świecie.
Potem spróbowałam dogadać się z szydełkiem i nasze współżycie biegło dość lekko i owocnie. Nie miałam ochoty na malutkie serwetki, więc zabrałam się za większe projekty typu zazdroski, obrusy, bieżniki. Moim największym wyczynem w tej dziedzinie jest wielka połać czarnego "arrasu" ze smokiem, którego sama - z użyciem papieru milimetrowego - zaprojektowałam. Zdjęcie jest w starych analogowych odbitkach na pewno, ale gdzie dokładnie - nie mam pojęcia. Sam smok tez leży gdzieś w szafie i czeka na lepsze czasy, kiedy skończy się remont naszego mieszkania i wreszcie zawiśnie na ścianie w pełnej okazałości.
Kolejną pasją są konie. Kiedy miałam 5-6 lat stryjek posadził mnie na swojej kobyłce, Lotce i prowadząc przy kantarze poprowadził nas na pastwisko. Lotka była miłą i okrutnie mądrą kobyłką, ale też i narowistą. O dziwo nie zrzuciła z grzbietu siedzącego na niej na oklep berbecia, tylko spokojnie się pasła. Od tego czasu jestem zakochana w koniach. Uwielbiam z nimi być, jeździć na nich, głaskać, karmić, czyścić i przesiąkać ich zapachem.
Na zdjęciu dosiadam w połowie zimnokrwistego Ontaria, mojego ulubionego konia w gospodarstwie agroturystycznym. Niestety, już go nie ma - za dużo jadł, był nieposłuszny, nie zarabiał, poszedł na wymianę za klacz ze źrebięciem.
Niestety, ta pasja ma bardzo duże przerwy pomiędzy, a po drodze spotkałam mnóstwo domorosłych instruktorów, dzięki którym nabyłam wiele złych nawyków. Aktualnie znów szukam nowego miejsca do jazd, gdzie zgodzą się mnie uczyć w zamian za pomoc w obejściu i stajni, bo groszem nie śmierdzę, a i na pieniądzach nie śpię, niestety.
Mogłabym opowiadać o koniach, ich charakterach i moim dogadywaniu się z nimi, ale to temat-rzeka, a forum nie jest od tego, by pisać na nim powieści obyczajowe.
Kolejną pasją jest muzyka. Od zawsze uwielbiałam śpiewać, chciałam też nauczyć się grać na pianinie/fortepianie, chodzić do szkoły muzycznej, ale... miałam się uczyć (cóż, w szkole nigdy orłem nie byłam). Pozostało więc samotne wycie do piosenki z głośnika. Dopóki nie poszłam na studia i nie zapisałam się do uczelnianego chóru. To były wspaniałe cztery lata. Przez ten krótki czas nauczyłam się naprawdę wiele. Mój głos się wyczyścił, wydoroślał, jak Brzydkie Kaczątko. Kochałam koncerty, uwielbiałam ćwiczenia, choć żmudne i trudne, ale po każdym wieczorze spędzonym na wałkowaniu utworów na koncert czułam się spełniona i szczęśliwa.
Teraz usilnie próbuję zachować to wszystko, co dzięki Pani Dyrygentce osiągnęłam, ćwicząc w domu. Też wyję do głośnika, bo lubię. Ale teraz wycie nie powinno za mocno przeszkadzać sąsiadom. Kilka lat temu zakupiłam sobie gęśle. Taki starodawny instrument strunowy, szarpany. Ma cudne brzmienie. Lubię sobie nim akompaniować, kiedy zdarzy mu się być nastrojonym. Strojenie jednak wymaga mnóstwa siły i musi to robić moja lepsza, silniejsza połowa.
Następną rzeczą, która miło zabiera mi czas, jest odtwórstwo. Mówiąc jaśniej, "bawię się" w średniowiecze, odtwarzając możliwie najwierniej w ubiorze i dodatkach strój mieszczki, przekupki z okresu okołogrunwaldzkiego, czyli przełom XIV i XV wieku.
Jeżdżąc na turnieje rycerskie po całej niemal Polsce zabieram ze sobą to, co z mężem wydziergamy - ja z materiału i nici, ona ze skóry i dratwy, i drewna.
Z tym łączą się inne moje pasje, bowiem gdybym nie zaczęła ponad dziesięć lat temu interesować się współczesnym średniowieczem, nie znałabym radości, jaką daje celne (nie jedno) trafienie w tarczę z łuku. Nie usłyszałabym szumi lotek i świstu grotu przecinającego powietrze i jękliwego brzęku zwalnianej cięciwy. Nie poznałabym słodkiego zmęczenia i nie poczuła adrenaliny napływającej do moich żył, gdy fechtuję.
I nie poznałabym cudownych ludzi, z którymi tworzymy nasze własne bractwo rycerskie.
I dzięki nim poznałam jeszcze więcej niesamowitości, jakim jest kuglarstwo i taniec z ogniem.
Dzięki jednej z dziewczyn, zaczęłam sama, w domowym zaciszu uczyć się belly tribal dance - tańca brzucha. Ciężka to praca, ale mam nadzieję, iż za niedługo będę mogła pokazać to i owo publiczności.
Z odtwórstwem wiąże się też mnóstwo pracy ręcznej. Od szycia toreb pielgrzymich:
poprzez tkanie krajek:
pasów (na zdjęciu wzór łużycki, używany przez chłopów w XIX w.):
wyszywanie sakiewek zwanych jałmużniczkami:
splatanie sznurków:
aż po strzały (to już działa mojego męża)
sakwy
sakiewki
i wiele, wiele innych.
Przepraszam, że post rozrósł się gigantycznie, al mam jeszcze do napisania jedną rzecz. Mianowicie opiekuję się stadkiem niechciajek - papużek, których poprzedni właściciele z jakichś powodów nie chcieli dłużej trzymać u siebie. W ten sposób kiedyś latało po wolierce ponad trzydzieści pierzaków. Głównie są to papużki faliste (obecnie w liczbie nie przekraczającej dwudziestu sztuk) i trzy nimfy.
Najstarszy falisty - Frytek - wykluł się u mnie (taki mały wyjątek) w 1999 roku. Za to najstarszy nimf - Chico - znalazł się u mnie w 1994 roku. Jutro swoją dziewiątą rocznicę przybycia do stadka będzie świętować nasza matrona Totoro. Także - leciwe u mnie ptaki latają. Choć tak naprawdę, to są w kwiecie wieku, bo faliste do 20 lat mogą dożyć (a i czytałam o pewnej papużce, co miała grubo ponad 29 lat i czuła się świetnie), a nimfy do 25 roku życia mogą dociągnąć. Zatem - wszystko przed nami.
Piszę też opowiadania. Zaczęłam już w podstawówce, więc naprawdę hektar czasu temu. Na razie nie mam żadnych osiągnięć, którymi mogłabym się pochwalić. Publikuję swoje wypociny w formie e-booków na jednym z portali "wydawniczych", gdzie można przeczytać za darmo fragment publikacji. Nie tylko moich.
Powyżej jedna z okładek zbiorku opowiadań.
I to by było na razie tyle z mojej strony.
Jeszcze raz przepraszam za tak rozwlekły post, ale próbowałam zmieścić wszystko w formie skompresowanej, a wiele rzeczy ominęłam, by się nie rozwlekać.
Mam wiele zajęć, które mogłabym nazwać hobbystycznymi, dzięki temu nie wiem zwykle w co ręce włożyć i czym zapełnić dzień. Rano zawsze robię sobie taki "rachunek sumienia", co mogłabym robić w mojej obecnej kondycji psycho-fizycznej, uwzględniając pogodę, potrzeby domowe i to na co mam dziś ochotę.
Może zacznę od genesis...
Dawno temu próbowałam swoich sił z drutami i dzierganiem na nich. Niestety, nie polubiliśmy się na tyle, bym to kontynuowała, choć ręcznie robione swetry (przez moją mamę) są moimi ulubionymi i najwygodniejszymi na świecie.
Potem spróbowałam dogadać się z szydełkiem i nasze współżycie biegło dość lekko i owocnie. Nie miałam ochoty na malutkie serwetki, więc zabrałam się za większe projekty typu zazdroski, obrusy, bieżniki. Moim największym wyczynem w tej dziedzinie jest wielka połać czarnego "arrasu" ze smokiem, którego sama - z użyciem papieru milimetrowego - zaprojektowałam. Zdjęcie jest w starych analogowych odbitkach na pewno, ale gdzie dokładnie - nie mam pojęcia. Sam smok tez leży gdzieś w szafie i czeka na lepsze czasy, kiedy skończy się remont naszego mieszkania i wreszcie zawiśnie na ścianie w pełnej okazałości.
Kolejną pasją są konie. Kiedy miałam 5-6 lat stryjek posadził mnie na swojej kobyłce, Lotce i prowadząc przy kantarze poprowadził nas na pastwisko. Lotka była miłą i okrutnie mądrą kobyłką, ale też i narowistą. O dziwo nie zrzuciła z grzbietu siedzącego na niej na oklep berbecia, tylko spokojnie się pasła. Od tego czasu jestem zakochana w koniach. Uwielbiam z nimi być, jeździć na nich, głaskać, karmić, czyścić i przesiąkać ich zapachem.
Na zdjęciu dosiadam w połowie zimnokrwistego Ontaria, mojego ulubionego konia w gospodarstwie agroturystycznym. Niestety, już go nie ma - za dużo jadł, był nieposłuszny, nie zarabiał, poszedł na wymianę za klacz ze źrebięciem.
Niestety, ta pasja ma bardzo duże przerwy pomiędzy, a po drodze spotkałam mnóstwo domorosłych instruktorów, dzięki którym nabyłam wiele złych nawyków. Aktualnie znów szukam nowego miejsca do jazd, gdzie zgodzą się mnie uczyć w zamian za pomoc w obejściu i stajni, bo groszem nie śmierdzę, a i na pieniądzach nie śpię, niestety.
Mogłabym opowiadać o koniach, ich charakterach i moim dogadywaniu się z nimi, ale to temat-rzeka, a forum nie jest od tego, by pisać na nim powieści obyczajowe.
Kolejną pasją jest muzyka. Od zawsze uwielbiałam śpiewać, chciałam też nauczyć się grać na pianinie/fortepianie, chodzić do szkoły muzycznej, ale... miałam się uczyć (cóż, w szkole nigdy orłem nie byłam). Pozostało więc samotne wycie do piosenki z głośnika. Dopóki nie poszłam na studia i nie zapisałam się do uczelnianego chóru. To były wspaniałe cztery lata. Przez ten krótki czas nauczyłam się naprawdę wiele. Mój głos się wyczyścił, wydoroślał, jak Brzydkie Kaczątko. Kochałam koncerty, uwielbiałam ćwiczenia, choć żmudne i trudne, ale po każdym wieczorze spędzonym na wałkowaniu utworów na koncert czułam się spełniona i szczęśliwa.
Teraz usilnie próbuję zachować to wszystko, co dzięki Pani Dyrygentce osiągnęłam, ćwicząc w domu. Też wyję do głośnika, bo lubię. Ale teraz wycie nie powinno za mocno przeszkadzać sąsiadom. Kilka lat temu zakupiłam sobie gęśle. Taki starodawny instrument strunowy, szarpany. Ma cudne brzmienie. Lubię sobie nim akompaniować, kiedy zdarzy mu się być nastrojonym. Strojenie jednak wymaga mnóstwa siły i musi to robić moja lepsza, silniejsza połowa.
Następną rzeczą, która miło zabiera mi czas, jest odtwórstwo. Mówiąc jaśniej, "bawię się" w średniowiecze, odtwarzając możliwie najwierniej w ubiorze i dodatkach strój mieszczki, przekupki z okresu okołogrunwaldzkiego, czyli przełom XIV i XV wieku.
Jeżdżąc na turnieje rycerskie po całej niemal Polsce zabieram ze sobą to, co z mężem wydziergamy - ja z materiału i nici, ona ze skóry i dratwy, i drewna.
Z tym łączą się inne moje pasje, bowiem gdybym nie zaczęła ponad dziesięć lat temu interesować się współczesnym średniowieczem, nie znałabym radości, jaką daje celne (nie jedno) trafienie w tarczę z łuku. Nie usłyszałabym szumi lotek i świstu grotu przecinającego powietrze i jękliwego brzęku zwalnianej cięciwy. Nie poznałabym słodkiego zmęczenia i nie poczuła adrenaliny napływającej do moich żył, gdy fechtuję.
I nie poznałabym cudownych ludzi, z którymi tworzymy nasze własne bractwo rycerskie.
I dzięki nim poznałam jeszcze więcej niesamowitości, jakim jest kuglarstwo i taniec z ogniem.
Dzięki jednej z dziewczyn, zaczęłam sama, w domowym zaciszu uczyć się belly tribal dance - tańca brzucha. Ciężka to praca, ale mam nadzieję, iż za niedługo będę mogła pokazać to i owo publiczności.
Z odtwórstwem wiąże się też mnóstwo pracy ręcznej. Od szycia toreb pielgrzymich:
poprzez tkanie krajek:
pasów (na zdjęciu wzór łużycki, używany przez chłopów w XIX w.):
wyszywanie sakiewek zwanych jałmużniczkami:
splatanie sznurków:
aż po strzały (to już działa mojego męża)
sakwy
sakiewki
i wiele, wiele innych.
Przepraszam, że post rozrósł się gigantycznie, al mam jeszcze do napisania jedną rzecz. Mianowicie opiekuję się stadkiem niechciajek - papużek, których poprzedni właściciele z jakichś powodów nie chcieli dłużej trzymać u siebie. W ten sposób kiedyś latało po wolierce ponad trzydzieści pierzaków. Głównie są to papużki faliste (obecnie w liczbie nie przekraczającej dwudziestu sztuk) i trzy nimfy.
Najstarszy falisty - Frytek - wykluł się u mnie (taki mały wyjątek) w 1999 roku. Za to najstarszy nimf - Chico - znalazł się u mnie w 1994 roku. Jutro swoją dziewiątą rocznicę przybycia do stadka będzie świętować nasza matrona Totoro. Także - leciwe u mnie ptaki latają. Choć tak naprawdę, to są w kwiecie wieku, bo faliste do 20 lat mogą dożyć (a i czytałam o pewnej papużce, co miała grubo ponad 29 lat i czuła się świetnie), a nimfy do 25 roku życia mogą dociągnąć. Zatem - wszystko przed nami.
Piszę też opowiadania. Zaczęłam już w podstawówce, więc naprawdę hektar czasu temu. Na razie nie mam żadnych osiągnięć, którymi mogłabym się pochwalić. Publikuję swoje wypociny w formie e-booków na jednym z portali "wydawniczych", gdzie można przeczytać za darmo fragment publikacji. Nie tylko moich.
Powyżej jedna z okładek zbiorku opowiadań.
I to by było na razie tyle z mojej strony.
Jeszcze raz przepraszam za tak rozwlekły post, ale próbowałam zmieścić wszystko w formie skompresowanej, a wiele rzeczy ominęłam, by się nie rozwlekać.
Re: HOBBY
Ja, jestem zachwycona twoimi poczynaniami Każdy z nas przechodzi jakieś drogi zamiłowań ale o interesowaniu się średniowieczem na naszym forum jeszcze nie było. Widziałam Turnieje Rycerskie w telewizji ale traktowałam to bardziej jako ciekawostkę niż prawdziwe zainteresowanie. Aż tu... znajdują się ludzie, którzy tym się zajmują Podziwiam i gratuluję.
Re: HOBBY
Danko średniowiecze wciąga, jak bagno. Raz spróbujesz, to już Ci tak zostanie. Przy tym na turniejach jest mnóstwo możliwości do pokazania swoich umiejętności w różnego typu zawodach: od pieszych na ubitej ziemi, przez łuczniczy aż po zapasy i bieg dam - dla każdego coś miłego. I nagrody też są niczego sobie.